Wchodząc na pokład samolotu, przy nadgarstkach dyndały jej bransoletki, a nogi leciutko, prawie nie zauważalnie chwiały się na wysokich obcasach. A jej palce zdobiły złote i srebrne pierścienie. Gdy zajęła swoje miejsce w klasie biznes, przy oknie, chwilę wpatrując się w swoje cacka na palcach, machinalnie zdjęła pierścionek z zielonym oczkiem, który dostała od piłkarza na pierwszą rocznicę i schowała go do torebki. Wołając stewardessę, zamówiła słabego drinka.
Mesut
Po małym śniadaniu, wybrał się do parku del Retiro trochę pobiegać, żeby nie siedzieć w czterech, szarych ścianach... a miał jeszcze trochę czasu do treningu. Na poboczu ścieżki, rozgrzewając się, zrobił kilka przysiadów następnie rozciągnął się, robiąc skłony w przód. Walczył z uczuciami? Przed biegiem, zaczepili go fani, zrobili sobie z nim zdjęcie. Nie uśmiechnął się. Nie miał powodów do półuśmiechu a tym bardziej do pełnego, radosnego uśmiechu, uniesień kącików ust. Co miał poradzić? Gdy tak, boleśnie potraktował go los? Ile mógł to jeszcze znosić? Pomachał niezgrabnie, z grobową miną do swoich fanów i ruszył truchtem przed siebie. Biegł noga za nogę, co raz bardziej przyśpieszając. Już lekko czując przyśpieszony puls na karku. Nie zwolnił, biegł aż do całkowitego zmęczenia. O tej porze w parku, nie było tłumów, co cieszyło niemieckiego piłkarza. Nigdy nie lubił tłoków, a zwłaszcza teraz. Gdy jego najbliższa osoba, okazała się najdalszą ze wszystkich. Biegł, wydychając co jakiś czas powietrze przez usta. Następnie co dwadzieścia kroków zatrzymywał się, żeby zrobić przysiad i gnał dalej. Nie obchodziło go to, że nieco już przemęczył swój organizm i czoło miał mokre od potu. Walczył dalej, przemierzał kilometry. Już ledwo oddychając. Zacisnął mocno zęby i pędził dalej do przodu. Zadecydował, że zrobi kółko wokół jeziora i wróci do punktu wyjścia. I tak zrobił. Ostatkiem sił, dobiegł do ławki i przysiadł na niej. Głęboko dysząc. Oparł się łokciami i skierował głowę w stronę chodnika. Miał mokrą twarz. Ale czy mimo wszystko z łez?
Po kilku minutach, pozbierał się z ławki i pomaszerował do samochodu. Już w domu, wziął długi prysznic, który przerwał mu telefon. "Może to ONA!" Pomyślał rozradowany i wyszedł w pośpiechu z pod prysznica. W samym ręczniku, z mokrymi włosami złapał za telefon. Nawet nie patrząc na wyświetlacz.
-Halo? - Zapytał energicznie, choć był wykończony.
-Siemka stary, co porabiasz? - Nie była to ONA i euforia w głosie piłkarza zmalała do zera.
-Właściwie to nic. A ty?
-W zasadzie ja też. Chciałem zapytać, czy przyjechać dzisiaj po ciebie na trening? - Był to Sergio.
-Jasne. - Odpowiedział obojętnym tonem. Porozmawiali jeszcze kilka minut, choć rozmowa się nie kleiła, po czym Mesut zakończył połączenie cichym "do zobaczenia".
Channel
Na miejscu, wjechała na swoje piętro windą i w kroczyła do biura. Nie miała tam, swojego prywatnego gabinetu, jak to miał wcześniejszy właściciel. Skwitowała to tym, że nie będzie tutaj siedziała cały dzień, że ma ciekawsze rzeczy do roboty. W biurze, stanęła w lekkim rozkroku, eksponując przy tym swoje zgrabne nogi i obcasy, od czasu gdy została szefową wszyscy jakoś zamilkli. Najpierw ze zdziwienia. A potem ze strachu. Pamiętali te awantury, które robiła im dziewczyna, z byle błahostki. Channel uśmiechnęła się kpiąco, patrząc na swoją ekipę, po czym zajęła swoje miejsce w rogu. Przy największym biurku, najlepszym sprzęcie i wygodnym krześle. Przyzwyczaiła się do tego, że nie mówią, jej "dzień dobry" na powitanie. Poprawiła delikatnie swoją fryzurę i za jakiś czas przemówiła.
-Iza, podaj mi pismo i reportaż. - Skończyła. Dokumenty leżały na szafeczce na wyciągniecie ręki blondynki, ale nie chciało się jej po nie sięgnąć. Wygodnie oparła się o oparcie fotela i oglądała swoje różowe paznokcie. Iza na swoje imię, odwróciła się powoli, to właśnie ona miała największe nerwy na Channel, na swoją byłą przyjaciółkę. Miała jej dosyć. Wstała napięcie z krzesła i położyła jej dokumenty na biurku. Już chciała odejść, żeby czegoś głupiego nie powiedzieć, ale ona ją zatrzymała.
-Jeszcze kawa. - Nawet na nią nie spojrzała. Nadal patrzyła na swoje paznokcie i biżuterie. Napój stał jeszcze bliżej niż dokumenty. Rudowłosa dziewczyna, sięgnęła po kubek z kawą i momentalnie wylała go na sukienkę swojej przełożonej. Nie wytrzymała. Miała już jej po uszy, jej wymagań i fanaberii. Channel zapiszczała, gdy kawa musnęła jej uda. Energicznie wstała z fotela i strzepnęła dłońmi mokrą plamę. Nie trzeba było długo czekać, aż się odezwie.
-Co ty wyprawiasz rudzielcu?! - Krzyknęła. - Na mózg ci padło? - Zapytała ze złośliwym wyrazem twarzy. - Będę mieć po tym plamę, jak nic! Możesz jutro nie przychodzić do pracy, zwalniam cię. Jesteś do niczego! Zejdź mi z oczu, bo nie ręczę za siebie! - Wysyczała.
-I dobrze! Bo dłużej bym nie wytrzymała tego twojego cyrku! - krzyczała, prawie płacząc. Nadal chciałaby w niej zobaczyć swoją najlepszą przyjaciółkę. Nie potrafiła...
-Zabieraj swoje rzeczy i wynoś się z stąd. - Skomentowała. Całemu wydarzeniu przyglądali się wszyscy. Także Marina. Stała tuż obok, gdy Iza łkała.
-Na co się gapicie? Wracajcie do pracy. - Skierowała się do pracowników blondynka i pomaszerowała do toalety na korytarzu. W wc stanęła przed lustrem. Umyłam ręce pod kranem. Przemyła delikatnie twarz, zimną wodą i spojrzała na swoją poplamioną sukienkę. Nie gryzło ją sumienie, bo już dawno go nie miała. Patrzyła na plamy i głośno, bezradnie westchnęła. Wtem do łazienki weszła Marina.
-O, dobrze, że jesteś. Powiedź mi, bardzo widać te plamy? - Wpatrywała się w materiał Nel.
-Trochę, ale Channel słuchaj. - Wzięła głęboki wdech i wydech. Chwyciła blondynkę za ramiona.
-Posłuchaj. Nie wiem, jak ci to powiedzieć... ale strasznie się zmieniłaś. Jesteś okropna. Zachowujesz się, jakbyś była bez uczuć. Co się z tobą stało? A gdy tak o tym dłużej pomyślę, to zawsze chciałaś być taka jak ja. Zazdrościłaś mi, że nie boję się odezwać i być wredną. Tyle, że stałaś się gorszą wersją mnie... Nie wiem jak mogłam do tego dopuścić. - Pokiwała bezradnie głową i kontynuowała. - Gdzie podziała się ta Channel którą poznaliśmy? Ta, miła, kochana Nel? Czy nie widzisz, co robisz? Wszyscy się od ciebie nie długo odsuną i zostaniesz sama, jak palec. Nie pamiętasz? Jak mówiłaś mi, że najpierw liczy się szczęście najbliższych a później twoje własne? A teraz co robisz? Zwalniasz swoją najlepszą przyjaciółkę. Nie możesz tego tak zostawić. Jesteś Channel, czy nie, do cholery?! - Podniosła głos, żeby ją obudzić.
-Na prawdę byłam taka opryskliwa? - Zapytała, mając pustkę w spojrzeniu.
-Tak, kochana. Czasem nawet chciałam podejść do ciebie z kijem, bo bałam się, że mi coś zrobisz. -Pogłaskała blondynkę po policzku. - Musisz teraz wszystko naprawić. - Skończyła Marina i wzięła przyjaciółkę za rękę. Wyciągając ją z toalety. Dopiero w środku biura puściła jej rękę.
-Szefowa chce wam coś powiedzieć. - Spojrzała się na zmieszaną twarz blondynki, która rozpadała się na części.
-Ja... - Jąkała się. - Ja... chciałam was przeprosić. Wszystkich. Byłam... wredna i chamska.... jeszcze raz was przepraszam. Obiecuję, że się zmienię. - Skończyła i poczuła na sobie spojrzenia wszystkich. Poczuła wstyd. Czy powinni jej bić brawo? Nikt nie klaskał. Czy powinni się cieszyć? Nikt się nie uśmiechał. Czy jednym, czy nawet tysiącami słowami "przepraszam" coś w tej sytuacji by się zdziałało? Czas uleczy rany. Iza zbierała swoje ostatnie rzeczy, gotowa do wyjścia i nie ponownego powrotu.
-Iza. - zaczęła nieśmiało Channel. - Przepraszam. Nie powinnam się tak zachować. Nie wiesz, jak bardzo jest mi teraz przykro... możesz mi uwierzyć, albo nie. Wiem, że zwykłe przepraszam, tutaj nic nie sprawi, ale warto było spróbować. Proszę. Zostań, jeśli chcesz. - Podeszła do rudej dziewczyny i chwyciła ją za ręce. Iza miała mokre policzki od łez, po chwili, ujrzała w jej oczach tą Channel, tą którą poznała. Swoją przyjaciółkę.
-Dobrze. - Wymamrotała i lekko uniosła kąciki ust. Marina uśmiechnęła się, była z nich dumna. Rozłożyła obie ręce do uścisku. Przytuliła dwie przyjaciółki, które chętnie wtuliły się w ramiona Mariny. Marina, jak zawsze ratowała sytuację. Były jej za to wdzięczne. Channel, jak i Iza. Stali w uścisku, jakiś czas. Nie licząc minut. Nareszcie mogły się sobą nacieszyć. Choć straciły już tyle czasu...
Mesut
Kilka minut po godzinie 20, drużyna Real Madryt wpakowała się do autokaru, który z orlika miał ich przetransportować na stadion Bernabeu gdzie miał odbyć się mecz przeciwko Barcelonie o Super Puchar Hiszpanii. Mesut zajął miejsce przy oknie, w ostatnim rzędzie.
-Hej, stary. - Przysiadł się obok niego Sergio. - Nerwy przed meczem?
-Nie, to nie to. - Wymamrotał, patrząc w niewyraźną pogodę za oknem.
-Co się dzieję?
-Channel. Mamy problemy... - Skończył a Sergio przytaknął z współczującą miną.
-Nie przejmuj się... a czy to coś poważnego?
-Raczej tak. - Odpowiedział, dopiero po chwili. Niespodziewanie kierowca włączył silnik i autokar ruszył z miejsca. Piłkarzowi za oknem migały światełka przed oczami. Wcale nie miał lepszego humoru niż przedtem. Nienawidził pożegnań. A na to się zapowiadało. Bo ile mógł to jeszcze ciągnąć? Pójdzie sobie i jej na rękę...
-Ale... chyba nie myślisz o rozstaniu? - Zapytał Sergio. Wpatrywał się w profil Mesuta. On momentalnie odwrócił na niego wzrok. Jego spojrzenie mówiło wszystko.
-Tak, myślę o zerwaniu. - Spojrzał na przyjaciela, po czym na widok za oknem.
-Jesteś pewien?
-Nie. Nie jestem.
Na miejscu wyszli z autokaru i gotowi zebrali się w szatni, żeby trener mógł im podpowiedzieć jeszcze jakąś ostatnią wskazówkę. A za dobre kilka minut i sekund spotkali się w tunelu a później wybiegli razem na zieloną murawę przywitać przeciwną drużynę oraz ludzi, którzy zebrali się na trybunach. Gwizdek. I zaczął się mecz.
Channel
Przyjaciółki, a było ich 3. Cieszyły się sobą. Tak jakby wszystko wróciło już do normy. Channel zniknął ton wrednej baby i wróciła stara, dobra Nel. Czy na pewno wszystko było naprawione? Czy o jakichś sprawach nie zapomniała? Radość nie trwała długo. Dziewczyna przypomniała sobie nagle o osobie, którą od kilku dobrych miesięcy traktowała gorzej niż psa. Na każdym kroku piorunowała go spojrzeniem, miała gdzieś jego zdanie i uczucia. Liczyła się tylko ona i jej chore ego. Chwyciło ją nagle coś za serce.
-Co jest, Channel? - Zapytała przejęta Marina.
-Mecz.
-Jaki mecz? - Powtórnie zapytała brunetka.
-Muszę tam jechać. Muszę, bo go stracę. - Spojrzała prosto w oczy Marinie. Nie zatrzymywała jej. Widziała w jej oczach strach. Przesunęła się w drzwiach i życzyła jej powodzenia.
Channel nie czekała na swoją prywatną, krótką limuzynę ani sekundy wybiegając z budynku, wsiadła do byle jakiej taksówki, krzycząc: "lotnisko!". Trzęsły się jej ręce, zachciało się jej zapalić, ale pomyślała, że nie ma na to czasu. Wychodząc z samochodu prawie zapomniała swojej torby. Nie wróciłaby się po nią. Nie teraz. Biegła lotniskiem nie zważając na nic. Na żadne przeszkody. Goniła swój cień, najpierw wpychając się do kolejki a następnie wbiegając na pokład tego samego samolotu, którym tutaj przyleciała. Goniła czas. Chciała, jak najszybciej postawić nogę w Madrycie. Choć nie wierzyła już w to, że może to przywrócić do równowagi, nie poddała się. Chciała go zobaczyć, przynajmniej ostatni raz. Nienawidziła siebie, za to co mu zrobiła. Co im zrobiła. Zabiła ich miłość, a teraz łapała ostatki liny i prosiła o wybaczenie. O przebaczenie. "Zaczniemy wszystko od nowa? Jestem Channel..."
Dziewczyna patrzyła przez okno, nie miała już w sobie wiary, że będzie tak, jak kiedyś. Winiła siebie, o wszystko. Leciały jej po policzkach łzy. Nawet nie wiedziała co mu powie. Tak po po prostu się zmieniłaś? Zapyta. Jej świat, który zbudowała, od podstaw, zaczął się chwiać. A ona, zamknięta w wieży, wypadła z okna. Tym razem nie łapiąc się żadnej liny, spadała. W przepaść, otchłań, którą sama sobie zafundowała i stworzyła. Dlaczego w ogóle tak wszystko się potoczyło? Przecież, kochała go. A niespodziewanie przesunęła go na boczny tor... nie patrząc na jego uczucia.
Jestem potworem...
W stolicy Madrytu, nie zmieniła tempa. Poczuła się, jakby była w jakimś obcym mieście. Nie poznawała go, wcale. Chyba była za bardzo wpatrzona w siebie. Serce podskoczyło jej do gardła. Rozejrzała się zmieszana i posunęła się dalej. Prawie już nie umiała złapać tchu. Wiatr targał jej włosami i sukienką. Niebo z ciemniało a słońce zniknęło. Mknęła jak zjawa, kok jej się całkiem de facto rozwalił a z oczu kapały jej strumienie łez. Trzymając ostatkiem sił torbę, skręciła w ulicę, która prowadziła do stadionu. Widząc już fragment, świetlistego stadionu zapłakała jeszcze mocniej. Nie dysponowała wiarą. A nadzieję zgubiła gdzieś po drodze. Ale jednak biegła na przód. Dlaczego? Pragnęła go przeprosić? A może zakurzona, prawdziwa miłość, o której zapomniała dała jej wtedy skrzydła? I to na nich leciała? Prosto do niego... Chciała to zakończyć z godnością, jeśli nie chciałby jej z powrotem... Wchodząc w pośpiechu po schodach, zdjęła obcasy i wzięła je do ręki. Pokierowała się do wejścia dla vipów i piłkarzy. W korytarzu rozbrzmiało echo szybkich kroków blondynki. Pozwoliłaby teraz się nawet pokroić, byle by ją wpuścili na ten pieprzony stadion. Biegła, zostawiając za sobą wszystko. Jednak, ochrona przerwała jej ten dystans. Najdłuższy w swoim życiu. Channel nadgarstkiem wytarła swoją mokrą twarz i zdenerwowaną ręką zaczęła szukać wejściówki, że jest dziennikarką. W końcu, znalazła ją w swojej wielkiej torbie i pokazała, machając ją ochroniarzom przed oczami. Chwilę się zastanawiali, ale widzieli w jakim stanie jest dziewczyna. Prosiła ich i błagała, układając swoje ręce, jakby do modlitwy. W końcu, puścili ją. Zaczęła biec od nowa, aż się za nią kurzyło. Pędziła przed siebie, tuż to nowym ochroniarzom pokazując wejściówkę, a może znali ją jeszcze z okładek gazet lub telewizji. Dobiegła aż do tunelu, z którego piłkarze wychodzą na boisko. Zauważyła, że na boisku nic się nie dzieję. Cisza. Nie zdążyła. To już koniec. Schowała swoją brudną twarz z makijażu w trzęsące się dłonie. Podparła białą ścianę i zsunęła się na ziemie. Łkała cicho. Może były tam kamery, a może nie. Nie obchodziło ją to. Płakała, mocząc całą swoją twarz i dłonie. Miała w nosie wszystko, wszystkich. Przecież Mesut, był dla niej tym wszystkim, a teraz nie miała już go, więc nie miała też nic. Jak mogła tego nie zauważyć, że tyle dla niej znaczył? Oddałaby wtedy wszystko, gdy by mogła cofnąć czas do tyłu. Nie dopuściła by do tego. Nigdy, przenigdy. Cały świat przestał istnieć. A ona nadal tam siedziała z kolanami przy brodzie. Stanął dla niej czas w miejscu. Nie miała teraz po co żyć, a najważniejsze dla kogo. Zabiła go, jego miłość, zabijając równocześnie samą siebie. Gdy ni stąd ni zowąd, blondynka poczuła ciepło dłoni, na swoich kolanach. Podniosła zapłakane oczy, zobaczyła przed sobą kucającą postać. Przetarła łzy, brzegiem dłoni, naraz siąkając nosem. Był to piłkarz, poznała na koszulce logo Realu Madryt. Popatrzyła wyżej. W twarz. Ku zdziwieniu dziennikarki był to Mesut. Wbił w nią swój smutny wzrok. Dziewczyna zacisnęła swoje wargi, żeby się nie rozpłakać. Policzek miała rozpalony i mokry. A na twarzy malował się jej niepokój.
-Co tu robisz? - Wyszeptał piłkarz. Nadal kucał przed blondynką, trzymając dłonie na jej kolanach.
-Ja... - potykała się o słowa. W głowie miała istny huragan. Zobaczyła siebie, jaka była przerażająca. Uświadomiła sobie to całe odrażające zachowanie. A jego smutny wzrok, mówił aż nad to. Pewnie nawet nie wie, po co tu przyszła, też stracił nadzieję. A może nie?
Dukała, nie umiała się wysłowić. Wreszcie przełknęła ślinę i zaczęła mówić, od czasu do czasu zacinając się.
-Kocham cię. Zawsze cię kochałam i zawsze będę cię kochać. Nie zważając na to co zrobisz. Jestem okropna... nienawidzę siebie, że się tak do ciebie odnosiłam.W ogóle nie wiem dlaczego jeszcze ze mną jesteś, z takim potworem. Nie umiem, powiedzieć, jak bardzo żałuję. Przepraszam? Chyba tutaj nic nie naprawi. - Zapłakała. Dusząc się szlochem. Powiedziała mu ogół co czuła. Pożegnała się.
-Na prawdę przyjechałaś tutaj, tylko po to, żeby mi to powiedzieć? - Zapytał, prawie szeptem. Przytaknęła. Obejrzał sobie wygląd dziennikarki, brudną sukienkę, dziurawe rajstopy, rozkopaną fryzurę. Nie wierzył własnym oczom. Już dawno nie widział Channel w takim stanie. W pewnej chwili dotknął jej twarzy. Wytarł z policzka łzę. A ona podniosła na niego wzrok i zarzuciła mu ręce na szyję, mocno tuląc się do niego. Znowu łkając i w tym samym czasie mocząc mu koszulkę. Przytulił ją, lekko zszokowany. Jej włosy pachniały, tak samo. Już prawie zapomniał ten zapach. Jej dotyk. Jej skórę.
-Ja też cię kocham, ale muszę wracać na boisko. Jak na razie to nie idzie nam za dobrze. Przegrywamy. - Oderwała twarz od jego barku. Zdziwiła się. Myślała, że jest już dawno po meczu, a okazało się, że jest przerwa. A zaraz zacznie się druga połowa.
-Wygracie. - Odezwała się, niepewna to co mówi.
-Wygramy, jeśli się uśmiechniesz i przestaniesz płakać. Więc, jak? - Zapytał, lekko unosząc kąciki ust formując uśmiech. Ten, który od dawna nie gościł mu na twarzy.
-Dla ciebie wszystko. - Uśmiechnęła się. Oczy nadal miała czerwone z płaczu. Cmoknął ją w czoło i ustawił się gotowy do wyjścia. Channel wycofała się do tyłu. Weszła na stadion normalnymi schodami i przysiadła się na wolnym miejscu i tam kibicowała aż do ostatnich sekund. Pomimo, że wyglądała źle na zewnątrz, czuła w środku się dobrze. Real wygrał Puchar. A ich dwoje wygrali coś cenniejszego. Miłość. Siebie. W odpowiednim momencie i czasie, możesz zmienić wszystko. Pamiętaj.
___________
Cześć, niestety jest to ostatni rozdział przed epilogiem :( ...
Super szkoda że to już koniec ;/ ale mówi sie trudno z chęcią bee do tego powracac
OdpowiedzUsuńŻE co?! Koniec?! Jak to tylko jeszcze epilog? :C Proszę niee! Jestem tak przywiązana do codziennego zaglądania tutaj i czekania na nowy rozdział, że nie wyobrażam sobie, żeby to był już koniec :C Rozdział jest piękny. Po prostu idealny. Wredota Channel mnie denerwowała, a najbardziej szkoda mi było jej znajomych no i oczywiście Mesuta.. Serce mi pękało, jak czytałam o jego smutku. Miałach ochotę udusić Nel własnymi rękoma. Na szczęście w porę oprzytomniała, bo już myślałam, że to będzie koniec jej miłości z Mesutem. Ahh, ulga :D Poza tym, ślicznie to wszystko opisałaś. Już Ci chyba mówiłam ,że kocham metafory, jakie używasz w tym opowiadaniu. Fantastycznie! I proszę, jeśli skończysz to opowiadanie, no niestety.. to nie kończ z pisaniem, ok? Ja chcę kolejną opowieść w Twoim wykonaniu. Najlepiej z Mesuciątkiem, no ale to Twój wybór :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)) Dobrze się składa bo mam już pomysł na nowe opowiadanie i gł. postacią tam będzie właśnie Mesut : D On mi daje takie natchnienie do pisania xD i Twoje miłe komentarze. Aż chcę się wtedy pisać, pisać i pisać ;) Robi się tak ciepło na sercu ;) Także pozdrawiam. ;)
OdpowiedzUsuń